Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/hudor.do-norwegia.nysa.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server154327/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server154327/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server154327/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server154327/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server154327/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server154327/ftp/paka.php on line 17
by ją uściskać, choć mała nie była zachwycona zetknięciem z mokrym ubraniem ojca.

- Wybierz sobie pięć czynności, a później powtarzaj je w kółko.

– Świetnie.
żeby zagrać w piłkę czy skoczyć na siłownię, teraz już nie.
– Lorraine? – zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział.
Teraz nie wyjdziesz na dwór.
– Kobieta, która skoczyła z Devil’s Caldron?
Wysunęła rękę z jego dłoni.
I tak miał przed sobą dwa dni wolnego, zresztą należał mu się jeszcze zaległy urlop. Nie
– Robią to teraz.
Idealny moment, by zabrać gdzieś Bentza na kolację i poinformować go, że zostanie ojcem.
Boskie.
Przewróciła oczami, jakby mówiąc: „Jak sobie chcesz”, i żwawym krokiem zbiegła ze
– Co? – Podążył za jej wzrokiem.
– A ja myślałam, że grasz w otwarte karty – poinformowała swoje odbicie. – Czy mi się
Wpatrując się w poplamioną owadzimi zwłokami szybę, opowiadał wszystko po kolei, od

- Bo tak było.

– Przejrzałeś jego notatki?
chaotycznego spokoju dawnej sypialni, scena, którą zobaczył ponad dziesięć lat temu, gdy
cholery? Jeszcze przez chwilę patrzył w okno, a potem wyszedł z za gorącym espresso i

stał tam, gdzie go zostawiła, wsiadła do niego i ruszyła w górę mrocznej rzeki. Wiosłowała powoli, zmagając się z prądem. Mimo zmęczenia uśmiechnęła się do siebie. Woda zawsze była jej żywiołem, a noc ją podniecała - jak wampira - pomyślała. Spojrzała na księżyc i przypomniała sobie o swoim zadaniu. Kiedyś nie było ono tak oczywiste, teraz podążała już jasno wytyczoną ścieżką. Czując zbliżającą się burzę, skierowała zwinną łódkę do przystani. Wysiadła i szybko poszła dróżką pod górę. Była zmęczona, ale i podekscytowana. Morderstwa zawsze ją wyczerpywały, a jednocześnie napełniały energią. Musiała jednak trochę odpocząć. Zastanowić się nad tym, co zrobiła. Przemyśleć wszystko. Cicho przemknęła w ciemnościach do swojej samotni i pośpieszyła schodami w dół. Wkrótce będzie świtać. Latarka leżała na swoim miejscu. Atropos rzuciła snop światła na swoją ofiarę. Cricket zamrugała kilka razy, a jej wzrok powędrował w kierunku słoja z pająkami. Pobladła i szarpnęła się, próbując krzyczeć przez zakneblowane usta. Trzeba ją znów uspokoić. - Załatwiłam kolejną sprawę - powiedziała Atropos, wyciągając z kieszeni nić życia. Cricket zamarła. - Berneda. Znasz ją, to matka rodziny. - Atropos westchnęła i odrzuciła włosy na ramiona. Miała ochotę zapalić... ale jeszcze nie teraz. Cricket wiła się na klepisku, usiłując odsunąć się od słoja. Żałosne. Taka bezczelna dziewucha, a teraz trzęsie się jak galareta - a wszystko przez kilka małych pająków. Jak łatwo było poznać ich fobie. Przerażone oczy spojrzały na Atropos. - Zgadza się. Ona nie żyje. Rozległo się przytłumione sapanie, to Cricket spazmatycznie łapała powietrze. - Jak? Och, miała słabe serce i... drobne problemy z oddychaniem. Po co strzępi sobie język? Ten żałosny pomiot z nieprawego łoża nigdy nie zrozumie. - Ale nie martw się, To już niedługo. - Dotknęła nici okręconej wokół słoja. - Popatrz. Ale Cricket wciąż patrzyła na nią. Patrzyła jak na wariatkę, Atropos to wyczuła. Ona? Szalona? Na moment odżył głęboko skrywany, choć zawsze obecny lęk. Czyżby była niespełna rozumu? Natychmiast odepchnęła od siebie tę okropną myśl. Spojrzała z góry na związaną, zakneblowaną i rozdygotaną kupę ścierwa. - Już prawie nadeszła twoja kolej - powiedziała, żeby przypomnieć Cricket, co ją czeka. Skierowała światło na regał i znalazła ukrytą dźwignię. Zgasiła latarkę i znów usłyszała irytujące jęki Cricket. Niewiele brakowało, a złamałaby własne zasady i zabiła ją, zanim nadejdzie jej czas. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Cierpliwość jest cnotą. Ciekawe, kto wymyślił coś tak głupiego? Atropos już dawno nauczyła się, że do wszystkiego musi dojść sama; nie może czekać, aż ktoś ją wyręczy. Założyła buty ochronne i weszła do czystego, białego pokoju - swojego sanktuarium, z dala od ohydnych pająków i jeszcze ohydniejszego związanego ścierwa. W chłodzie tego pomieszczenia mogła zregenerować siły i znaleźć wewnętrzny spokój. Przez chwilę mogła napawać się swoim sukcesem. Aż do następnego razu. Który, wiedziała, wkrótce nadejdzie. Już niedługo.

ułagodzi jej gniew. Zresztą nie zostawiła mu wyboru. Musiał usunąć barierę, która ich
Następne minuty były koszmarem. Matka z pasją szorowała każdy centymetr kwadratowy drżącego skulonego ciała, szepcząc przy tym modlitwy, to znowu miotając gniewne słowa. Gloria rozpoznawała fragmenty z Biblii przeplatane zwrotami, których nigdy wcześniej nie słyszała w swoim krótkim życiu. Matka wspominała o złym nasieniu, o Cieniu i Światłości. Opowiadała o tym, jak Gloria przyszła na świat, o Bestii i o misji do wypełnienia.
Lubiła hotel także dlatego, że należał do taty i jakoś dziwnie był do niego podobny. W hotelowych wnętrzach czuła się bezpieczna, niczym w ramionach Philipa.

– Dlaczego najpierw chłopak?

- To wcale nie znaczy, że ci wybaczyłam - szepnęła, tuląc się do gładkiego torsu.
Tom.
- Wiem! Santos zawiózł mnie do domu przy River